Blog podróżniczy | Enoturystyka, wina, przepisy, zwiedzanie z dzieckiem, podróże rowerowe

ℹ️ Praktyczne wskazówki – Putování za burčákem

Trasa – pieszo czy rowerem? 

  • Pieszo: krótsze warianty (5–15 km), spokojne tempo, idealne dla rodzin z dziećmi.

  • Rowerem: dłuższa pętla (ok. 30 km) przez wszystkie miejscowości. Bywają krótkie, strome podjazdy (np. pod kaplicę św. Antonína czy na Kobylí vrch), więc trzeba mieć trochę kondycji – albo elektryka 😉.

 

🅿️ Logistyka i dojazd

  • Auto można zostawić w Velkých Pavlovicach – np. przy stadionie miejskim (blisko biura startowego i mety).

  • Start i meta są w tym samym miejscu (sokolovna).

 

🛏 Noclegi

  • Velké Pavlovice, Bořetice, Němčičky czy Vrbice – wszystkie miasteczka mają pensjonaty i rodzinne winiarnie z noclegami.

  • Polecam np. Velké Bílovice (Zemanek – sprawdzone, świetne śniadanie i wina).

 

🍷 Burčák – o czym pamiętać

  • Ma tylko 4–5% alkoholu, ale pije się go lekko i łatwo – i tu tkwi pułapka. Na rowerze zachowaj umiar.

  • Degustacje to symboliczne 50 ml, ale w 20 punktach robi się tego sporo.

  • Jeśli planujesz powrót autem – lepiej ogranicz się do minimum albo zostań na noc.

 

🎶 Co jeszcze?

  • Na mecie czeka losowanie nagród, koncerty i impreza do późna – w tym roku odpuściłem, ale to świetna okazja, żeby zostać na dłużej.

  • Cała impreza ma formę rodzinnego festynu – muzyka, jedzenie, gwar i mnóstwo okazji do poznania lokalnych winiarzy.

 

Między kolejnymi winiarniami warto było na chwilę zwolnić i zajrzeć do Obecního muzea w Kobylí. To taki przystanek z innej bajki – zamiast piwniczki z winem, wystawa o regionie, dawnych zwyczajach i życiu na Morawach.

Fasada muzeum wygląda klasycznie i elegancko, a w środku znajdziesz trochę historii i lokalnych eksponatów. Dla mnie to była dobra chwila, żeby oderwać się od gwaru i przypomnieć sobie, że Modré Hory to nie tylko wino, ale też tradycja i ludzie, którzy ją tworzyli.

🌄 Hradištěk – poranek przed startem

Dzień burčákowej wędrówki zacząłem od wizyty na Hradištěku. To wzgórze, na którym stoi kamienna kaplica św. Urbana, wygląda jak wyjęte z bajki – pośród winnic, z panoramą na całe Modré Hory.

Rano było tam pusto, tylko wiatr poruszał winoroślami, a z oddali majaczyły Pavlovice i rzędy piwniczek. To miejsce ma coś w sobie – ciszę, przestrzeń i ten widok, który od razu ustawia Ci dzień w odpowiednim nastroju. Zanim ruszyłem w tłum z kieliszkami na szyi, złapałem tu chwilę spokoju i pomyślałem: właśnie po to wracam na Morawy.

Na sam koniec, zanim wróciłem do Velkých Pavlovic, zatrzymałem się jeszcze przy wieży widokowej Slunečná. To symbol Pavlovic – elegancka konstrukcja, która góruje nad winnicami. Z jej tarasu widać było całą trasę, którą tego dnia przejechałem: Bořetice, Kobylí, Vrbice… i oczywiście rzędy winorośli rozciągające się aż po horyzont.

Na samym finiszu czekało jeszcze Vinařství Vinium – duża marka regionu, jeden z najbardziej rozpoznawalnych punktów Velkých Pavlovic. Symboliczne zamknięcie pętli, miejsce, w którym wszyscy spotykali się z powrotem, wymieniali wrażenia i kolekcjonowali ostatnie pieczątki w książeczkach.

 

W Vrbicach zbieranie pieczątek zamieniło się w małą przygodę. Wszystko kręci się tu wokół kościoła stojącego na wzgórzu i rzędu piwniczek, które wyglądają jakby żywcem przeniesiono je z Shire. Małe, kamienne fasady, drewniane drzwi, a za nimi chłodne korytarze pełne beczek i butelek.

Najpierw Sklep u Hošků – mała, skromna piwniczka, ale pełna lokalnego klimatu. Zaraz obok Vinařství Bočko – gwarne, rodzinne, z burčákiem podawanym z szerokim uśmiechem.

A na koniec zjazd do dolnej części wsi i obowiązkowy punkt – Buchtovín. Tu akurat nie próbowałem burčáku na miejscu, ale zdecydowałem się kupić litrową butelkę na wynos. Wróciłem więc z Vrbic z najlepszą możliwą pamiątką – smakiem, który czekał, by otworzyć go już w domu.

Za Kobylí czekał mnie jeszcze jeden podjazd – krótki, ale tak stromy, że nogi znów zapłonęły - Kobylí vrch, a na nim wieża widokowa Rozhledna Nad vinohrady. To pierwsza w Czechach całkowicie bezbarierowa wieża – zamiast schodów prowadzi na nią spiralna, łagodnie wijąca się rampa, dzięki czemu mogą wejść wszyscy: rowerzyści, rodziny z wózkami, osoby starsze.

Z daleka wygląda jak kładka unosząca się nad winoroślami, a z góry rozciąga się panorama na całą okolicę – rzędy winorośli, pagórki i w oddali sylwetka kościoła w Vrbicach. To jedno z tych miejsc, gdzie człowiek mimo zmęczenia myśli: „warto było się wspinać”.

W Kobylí zatrzymałem się na dłużej w Vinařství Tomčala. To był mój ostatni kieliszek burčáku w tym dniu – symboliczne 50 ml, które mogłoby się wydawać niewinne. Ale trzeba pamiętać, że burčák, mimo swojego słodkiego smaku, ma 4–5% alkoholu.

Do tego wykorzystałem żeton z pakietu na ciepły posiłek – po tylu kilometrach i podjazdach jedzenie smakowało jak nagroda. A że w planie miałem jeszcze za trzy godziny jazdę samochodem, świadomie postawiłem kropkę nad „i”. Trasa była długa, burčáku spróbowałem dość, a teraz przyszedł czas na regenerację.

Droga do Kobylí to jedna z tych tras, które same w sobie są atrakcją. Po drodze mijasz przydrożne krzyże, pola dyni rozrzucone między sadami, a nawet mini-zagrodę z kozami i owcami, które patrzyły na mnie bardziej zaciekawione niż ja na nie. To właśnie lubię w tej imprezie – jeden moment jesteś w tłumie z kieliszkiem, a za chwilę pedałujesz samotnie przez sielski krajobraz Moraw.

W Vinařství Vajbar Kobylí tym razem nie próbowałem burčáku – zamiast tego zrobiłem zakupy. To jedno z większych i nowocześniejszych winiarstw w regionie, więc aż szkoda było nie zabrać ze sobą choćby 1 butelki. Dzięki temu Morawy mogły później wrócić ze mną do domu.

W Bořeticach mieści się Republika Kraví Hora – lokalne stowarzyszenie winiarzy z własną flagą, herbem i konstytucją. To tutaj piwniczki tworzą całe osiedle, a każdy gospodarz dumnie prezentuje swoje wina. Miejsce jedyne w swoim rodzaju, gdzie folklor miesza się z czeskim humorem i morawską gościnnością. Bořetice mają w sobie coś szczególnego: spokój, kolorowe domki, winnice ciągnące się aż po horyzont i ten unikalny klimat „republiki winnej”, jak lubią o sobie mówić mieszkańcy.

Pierwszy przystane – Rodinné vinařství Jedlička. Elegancko i tradycyjnie, kilkadziesiąt metrów dalej zupełnie inny świat – Rodinné vinařství Kravi Hora, nastawione na ekologiczne uprawy i nowoczesne podejście do win.

Wspinaczka pod kaplicę św. Antoniego okazała się najdłuższym podjazdem całej trasy. I tu zaczęła się moja prywatna lekcja pokory. O ile ja mozolnie wspinałem się na swoim rowerze, sapiąc jak stara lokomotywa i udając, że to wszystko dla zdrowia i kondycji, o tyle Czesi na elektrykach śmigali obok mnie jak superbohaterowie. Zero zadyszki, zero potu, tylko szeroki uśmiech i… kieliszek burčáku w dłoni. :)

„To nie rower, to motor z pedałami” – mruczałem pod nosem, próbując nie umrzeć po drodze. Ale kiedy w końcu dotarłem na górę, nagroda smakowała sto razy lepiej. Kieliszek burčáku przy Maringotce mezi řádky, ustawionej wśród winorośli, był jak trofeum po maratonie. I choć wyglądałem jakbym właśnie skończył etap Tour de France, to przynajmniej wiedziałem, że każdy łyk był naprawdę zasłużony.

Zjazd z kaplicy do Němčiček to była czysta przyjemność – w końcu trochę wiatru we włosach po tym morderczym podjeździe. Pierwszy przystanek na dole to Slovácký dvůr – tu od razu zrobiło się gwarno i kolorowo. Folklor w pełnej krasie: muzyka na żywo, jedzenie, które pachniało z daleka, i burčák, który lał się bez przerwy. Atmosfera bardziej przypominała festyn niż degustację – i właśnie w tym miejscu tkwił cały jego urok.

Do Hulaty wróciłem kolejny raz – tę winiarnię opisywałem już w moim poprzednim wpisie o Modrých Horach (👉 link tutaj). Tym razem zachwyciły mnie ich piwnice – prawdziwy labirynt, w którym można się zgubić między półkami pełnymi butelek i ceglastymi sklepieniami.

Na koniec w Němčičkach czekało jeszcze Vinařství ZD Němčičky – duża spółdzielnia, bardziej „przemysłowa”, ale za to z solidnymi klasykami regionu. Tu czuć było skalę, ale też doświadczenie – burčák klarowny, dobrze zrobiony, taki punkt obowiązkowy na trasie.

A że wciąż miałem siłę (i może trochę za dużo optymizmu), postanowiłem jeszcze wdrapać się na Kraví Horę. Bo przecież kto normalny po kilku kieliszkach młodego wina decyduje się na dodatkowe przewyższenia? No ja. Podjazd był krótki, ale konkretny – nogi zapiekły, oddech przyspieszył, ale na górze czekała nagroda: chwila odpoczynku z widokiem na winnice i mała przekąska regeneracyjna.

Zjazd z Kraví Hory prowadził mnie prosto do Bořetic – moim zdaniem najładniejszej i najbardziej urokliwej miejscowości na całej trasie

 

To było idealne miejsce na chwilę przerwy – kilka łyków burčáku, oddech i spojrzenie na ludzi leniwiących się na leżakach. Pomyślałem wtedy, że tu można by spędzić cały dzień. No i właśnie tutaj trafiłem na najlepszego burčáka całej trasy (oczywiście to tylko moje odczucie) – idealny balans słodyczy, świeżości i lekkich bąbelków. Szczerze mówiąc, mógłbym tu zostać, tym bardziej że jedzenie wyglądało wyjątkowo apetycznie. Ale mapa przypominała – to dopiero początek drogi.

Wyjeżdżamy z miasta, mijamy kościół i skręcamy w wąską dróżkę między sadami. Asfalt ustępuje widokom na jabłonie i winorośle, a droga prowadzi nas spokojnie aż do drugiego punktu.

Bistro V Trávě zrobiło na mnie świetne wrażenie – luźny klimat wśród winorośli i sadów, leżaki, stoliki, ludzie niespiesznie popijający burčák. Z tego co widziałem, serwują też pyszne śniadania i w widowiskowy sposób podają raclette. Już wiem, że za rok zacznę dzień właśnie tutaj – od pysznego śniadania.

🏁 Finish

Jeszcze wizyta w punkcie startowym w Velkých Pavlovicach, gdzie czekał na mnie pamiątkowy dyplom za ukończenie trasy. Tym razem nie zostałem już na losowanie nagród ani muzyczną część imprezy – nogi domagały się odpoczynku, a przede mną była jeszcze droga do domu.

Ale wiem jedno: to nie było moje ostatnie słowo. Za rok wrócę tutaj znów – już rodzinnie, żeby razem zdobywać Modré Hory, pić burčák i cieszyć się tym wyjątkowym wrześniowym świętem.

🚩 Start w Velkých Pavlovicach

Rano, już w Velkých Pavlovicach, przy sokolovni zebrał się tłum gotowy na wędrówkę. Najpierw szybka organizacja – pakiet startowy odebrany, kieliszek na sznurku zawisł na szyi, mapa w kieszeni. Auto zostawiłem na parkingu obok stadionu miejskiego – praktycznie i blisko startu.

Ruszamy – jedni pieszo, inni na rowerach, ja również na swoim, gotowy zmierzyć się z trasą i… z czeskimi elektrykami.

Pierwsze przystanki pojawiły się szybko. Vinařství V&M Zborovský rodzinne, ale z rozmachem. Kilka minut w kolejce, krótka wymiana uśmiechów z gospodarzami i można kosztować Burčáku, tu był dokładnie taki, jaki powinien być na start: świeży, lekko musujący, podany w klimatycznej piwniczce, gdzie od razu poczułem, że to dopiero początek dnia.

Pakiet startowy – co dostajesz?

Na Putování za burčákem możesz wykupić pakiet wcześniej online albo bezpośrednio na miejscu (na miejscu zwykle drożej o kilkadziesiąt koron).

W pakiecie znajdziesz:

  • kieliszek z logo Modrých Hor – na sznurku, więc masz wolne ręce w trakcie marszu czy jazdy rowerem;

  • mapę z kodem QR – wariant pieszy i rowerowy, łatwo się orientować;

  • żeton o wartości 100 Kč – do wykorzystania w jednej z winiarni;

  • kartkę do zbierania pieczątek – komplet pieczątek = udział w losowaniu nagród;

  • a przede wszystkim – w każdym punkcie na trasie dostajesz kieliszek burčáku do degustacji.

💰 Cena:  450–500 Kč (taniej przy zakupie online).

 

Punkty na trasie Putování za burčákem (Modré Hory)

 

  • Vinařství V&M Zborovský (Velké Pavlovice) – rodzinne winiarstwo, solidny burčák i klimatyczna piwnica.

  • Bistro V Trávě (Velké Pavlovice) – luźny klimat, bistro wśród sadów, świetne na przerwę.

  • Maringotka mezi řádky (przy kaplicy św. Antonína, Velké Pavlovice) – kultowe miejsce z widokiem na winnice.

  • Slovácký dvůr – folklor, muzyka na żywo i swojska atmosfera.

  • Vinařství Hulata – małe, rodzinne, z sercem i dobrym burčákiem.

  • Vinařství ZD Němčičky – duża spółdzielnia, klasyczne morawskie smaki.

  • Rodinné vinařství Jedlička (Bořetice) – elegancko i tradycyjnie, zawsze pewniak.

  • Rodinné vinařství Krásná Hora – ekologiczne uprawy, nowoczesne podejście do win.

  • Modrohorský sklep (Bořetice) – centralny punkt na mapie Bořetic.

  • Vinařství Vajbar (Kobylí) – znane winiarstwo, nowoczesna architektura i świetny burčák.

  • Vinařství Tomčala (Kobylí) – rodzinne, kameralne, typowo morawskie smaki.

  • Obecní muzeum (Kobylí) – kulturalny przystanek na trasie, z wystawą o regionie.

  • Rodinné vinařství M&M Rusnák – przyjazne, rodzinne miejsce, często z przekąskami.

  • Víno Osička – lokalne wina i bardzo przyjazna atmosfera.

  • Sklep u Hošků – mała piwniczka, pełna lokalnego klimatu.

  • Vinařství Bočko – burčák jak trzeba, gospodarz z humorem.

  • Buchtovín (Vrbice) – winiarnia znana z dobrego czerwonego, burčák obowiązkowy.

  • Vinařství Helena & Šušky (przy wieży widokowej) – wyjątkowe położenie, widok na winnice gratis.

  • Vinařství Baraque – nowoczesne, stylowe, z ciekawym podejściem do win.

  • Vinařství Vinium (Velké Pavlovice) – duża marka regionu, jeden z finałowych punktów trasy.

The sun is shining through the trees in the forest

 

 

Wrzesień na Morawach to czas burčáku – młodego wina, które żyje, fermentuje i smakuje jak esencja jesieni. W tym roku postanowiłem sprawdzić na własnej skórze, jak wygląda słynne Putování za burčákem w Modrých Horach.

I choć plan był prosty – przejechać trasę na moim ukochanym, srebrnym staruszku marki Specialized – to rzeczywistość szybko udowodniła, że rower klasyczny i rower elektryczny to dwie zupełnie różne ligi :)

14 września 2025

"Putování za burčákem – moja rowerowa przygoda w Modrých Horach 2025"

Dzień wcześniej zatrzymałem się w Velkých Bílovicach, w winnicy Zemanek – Penzion U vinaře. Świetne wina, pyszne śniadanie i cudowna właścicielka, która od rana witała uśmiechem.

Wieczorem wyszedłem na spacer po miasteczku – Velké Bílovice żyją winem. Piwniczek jest tu tyle, że można spędzić cały weekend, chodząc od jednej do drugiej. Z niektórych dochodziła muzyka na żywo, w innych ludzie siedzieli przy stolikach i degustowali wino i burčák. To był idealny wstęp do jutrzejszej trasy.

Ja w Vinotéka Vladimír Tetur spróbowałem pierwszego w tym roku burčáku – jeszcze lekko musującego, słodkiego, pełnego życia. To nie było tylko wino, to był smak września na Morawach. I wtedy pomyślałem, że w takim miejscu można spędzić cały weekend, za każdym razem odkrywając coś nowego.

U pani Zemankowej kupiłem butelkę Pálavy i lekkie, musujące Frizzante, które miały mi przypominać Morawy jeszcze długo po powrocie.

 

 

Sprawdź nas:

Strona www stworzona w kreatorze WebWave.